HISTORIA WSPINANIA NA JURZE
CZĘŚĆ I - " Gdzie są korzenie..."
Kilka zdań wstępu - Warunki geomorfologiczne
Jura Krakowsko-Częstochowska jest częścią Wyżyny Małopolskiej. Jest zbudowana z wapiennej płyty o grubości do 120 m i wyniesionej kilkadziesiąt metrów ponad otaczające ją krainy. Morfologicznie dzieli się na trzy regiony:
- Wyżyna Wieluńska (najmniej ciekawa północna część Jury)
- Wyżyna Częstochowska (najwyżej wyniesiona środkowa część)
- Wyżyna Krakowska (o odmiennym nieco charakterze - poprzecinana często dolinkami)
Powstanie Jury jest efektem sedymentacji osadów morskich w okresie jurajskim (stąd nazwa) około 180 do 135 milionów lat temu. Górna warstwa osadów (malm) składa się z wapieni płytowych i skalistych z licznie występującymi skamieniałościami organizmów żyjących w morzu jurajskim. Licznie spotykane są amonity, małże, ślimaki, ramienionogi i jeżowce z tamtego okresu. Osady te zostały w późniejszym czasie przykryte warstwą piaszczysto-marglistych osadów. Następnie w skutek ruchów górotwórczych zostały wypiętrzone ponad powierzchnię morza. Mało odporna warstwa kredowa uległa zniszczeniu. Warstwy wapienne ulegały od tamtego czasu procesom wietrzenia tworząc zależnie od stopnia twardości formy skalne spotykane dzisiaj. W okresie trzeciorzędu jednolita płyta wapienna uległa spękaniom i przemieszczeniom pionowym. Reszty dokonały strefy zlodowacenia które dwukrotnie swoim zasięgiem objęły teren Jury. Sama warstwa wierzchowinowa dała jednak odpór siłom lodowca o czym świadczy brak na tych terenach głazów narzutowych i moren.
Będąc wciąż przy tematyce geograficzno-przyrodniczej warto wspomnieć że, lata powojenne przeszły do historii fatalną decyzją o zalesieniu Jury sosną. Efektem zalesienia lasami iglastymi był gwałtowny wzrost wilgotności i rozwój drobnej roślinności która w zastraszającym tempie zaczęła porastać skały doprowadzając do erozji roślinnej. Wiele rejonów mniej uczęszczanych przez wspinaczy dziś jest tak zarośniętych, że trudno tam znaleźć czyste białe skały. Efekt takiej gospodarki jest bardzo widoczny w Dolinie Prądnika (Ojcowski Park Narodowy) gdzie zakaz wspinania przy jednocześnie prowadzonej bogatej nawozowo godpodarce rolnej spowodował, że jeszcze 20-25 lat temu piękne białe ściany doliny dziś są zielonymi pionowymi trawnikami. Piękno doliny przeminęło, a odrestaurowanie jej do poprzedniego stanu wydaje się praktycznie niemożliwe.
Przechodząc do historii...
Do pierwszej wojny światowej skały Jury nie miały wiele wspólnego ze wspinaniem. Liczne groty i jaskinie były miejscem schronienia od czasów prehistorycznych. Świadczą o tym liczne szczątki i skamieniałości znajdowane na tym terenie. Średniowiecze zaś zostawiło po sobie sieć zamków najpierw drewnianych później murowanych - najbardziej malowniczych dziś zakątków Jury. Skały wapienne stanowiły również źródło naturalnych zasobów. Pozyskiwano z nich kamień do celów budowlanych. Wiele odkrywkowych kamieniołomów (zresztą eksploatowanych do dziś) można spotkać np. na zachód od Rzędkowic. Jeszcze w latach 80-dziesiątych funkcjonowały tam wapienniki gdzie wypalano wapno. Kilka takich już zarośniętych kopców można znaleźć między skałą "Wysoka" a bukowym lasem na tyłach skał w Rzędkowicach. Druga wojna światowa zostawiła swój znak w postaci ciągnącego się kilka kilometrów rowu przeciwczołgowego (biegnie wzdłuż skał Rzędkowickich i dalej na południowy wschód).
Północna Jura pozostała w sensie wspinaczkowym dziewicza do początku lat 50-siątch. Inaczej rzecz się miała z dolinkami podkrakowskimi. Tu już na początku wieku XX dokładnie 4 października 1909 (według innych źródeł był to 11 października 1908 r.) odnotowano pierwszy wspinaczkowy epizod jakim była eksploracja Dolinki Mnikowskiej przez grupę siedmiu taterników pod przewodnictwem Janusza Chmielowskiego. Datę tę przyjmuje się jako początek eksploracji wspinaczkowej w skałkach na terenie Jury. Stosowano sprzęt i asekurację dolną.
W latach 1909 - 1912 w eksploracji dolinek podkrakowskich uczestniczyli jeszcze bracia Świeżowie i Goetlowie wraz z Władysławem Kulczyńskim znani bardziej jako Kilimandżaro Klub oraz samotnie Adam Konopczyński który jako pierwszy dotarł do Ojcowa, ostańców w Szklarach i Jerzmanowicach oraz Doliny Będkowskiej. Pokonano wtedy Rysę Kulczyckiego i Komin Chmielowskiego (obie IV) na Turni Pionierów w Dolince Mnikowskiej.
I wojna światowa zahamowała rozwój wspinaczki w Polsce. Dopiero założenie w 1924 roku Sekcji Taternickiej AZS ożywiło działalność w skałkach. Bracia Jan i Alfred Szczepańscy, Jan Dorawski, Wiesław Marcinkowski, Adam Sokołowski oraz Karol Wallisch od 1925 roku dość intensywnie zaczęli eksplorować dolinki podkrakowskie. Poziom wspinaczkowy dróg tego okresu niewiele jednak odbiegał od osiągnięć przedwojennych. Za najbardziej spektakularne przejścia tego okresu należy uznać pokonanie Rysy Wallisch-a w Bolechowicach i przejście przez Adama Sokołowskiego rysy na Bodziu w Kobylanach. Droga ta była przez długie lata jedyną szóstką w skałkach. Za regres należy zaś uznać dominujący styl jakim stało się wspinanie z górną asekuracją. Odnotować należy też wdarcie się (bo trudno to inaczej określić) po zainstalowanych stalowych klamrach na Maczugę Herkulesa w Pieskowej Skale czego w 1933 roku dokonał Leon Witek z Katowic.
Następną kartę historii zdobywania dolinek zawdzięczamy Pokutnikom. Grupa ta w skład której wchodzili: Adam Górka, Czesław Łapiński, Kazimierz Paszucha, Tadeusz Marcinkiewicz i Marian Paully szybko przeskoczyła osiągnięcia ich poprzedników. Wejście w 1932 roku na Igłę w Będkowskiej stało się o tyle przełomem, że pokonano wówczas formację jakiej ich poprzednicy bali się jak ognia czyli otwartą ścianę. Już w 1935 roku A.Górka i K. Paszucha wchodzą czysto klasycznie na Maczugę Herkulesa. Pokutnicy też jako pierwsi zaczęli stosować technikę podciągu w celu przejścia ścian których klasycznie nie potrafili pokonać. Właśnie ten dzwoniący stalowy ekwipunek o niebagatelnej wadze oraz regularność ich treningów stały się przyczynkiem do nadania im nazwy "Pokutników". Lata wojny gdy wspinanie w Tatrach nie było możliwe stały się czasem żywiołowego rozwoju technik hakowych w czym Łapiński, Paszucha i Babiński doszli do znacznych umiejętności, co później zaowocowało wspaniałymi przejściami w Tatrach. W 1941 roku Łapiński i Paszucha przechodzą drogę środkiem ściany Sokolicy w dolinie Będkowskiej oceniając ją na “skrajnie trudno częściowo techniką hakową”. Droga ta zyskuje sławę najtrudniejszej technicznie wspinaczki w dolinkach.
Zestawienie bardziej znaczących osiągnięć okresu do końca II Wojny Światowej
WYCENA Z DOLNĄ NA ŻYWCA NAZWA LOKALIZACJA
IV 1909 - Kulczycki Rysa Kulczyckiego Turnia Pionierów Mników
IV 1909 - Chmielowski Komin Chmielowskiego Turnia Pionierów Mników
V- 1926 – K.Wallisch ok.1928 K.Wallisch Rysa Wallischa Abazy Bolechowice
V+ (VI) 1930 - Adam Sokołowski Rysa Sokołowskiego Bodzio Kobylany
V- 1933 - Paully/Górka Łaziki Bolechowice
V+ 1938 - Gosławski/Paszucha Komin Gosławskiego Szeroka Turnia Kobylany
V+ 1938 - Górka/ Łapiński Kant Filara Drugi Filarek Lotniki Kobylany
VI/TH 1941 - Łapiński/Paszucha Łapiński-Paszucha Sokolica Będkowska
VI- 1944 - Dobrowolski/Paszucha wariant do Łazików Bolechowice
CZĘŚĆ II - "Droga do CZYSTEGO SZEŚĆPIĘĆ"
LATA 50 i 60-siąte
Prym wiodła niewątpliwie dalej grupa Pokutników związana ze środowiskiem krakowskim. Byli to m.in.: Jan Długosz, Stanisław Biel, Stanisław Wyrwa, Marcian Bała i Marek Stefański. Poza głównym nurtem wspinaczki hakowej zaczynają oni regularnie atakować nowe drogi które pokonują techniką hakową lub tylko przytrzymując się haków. Regularne wizyty w skałach szybko zaczynają skutkować wzrostem pokonywanych trudności. Za sprawą Pietsch-a, Zagajewskiego i Westfalewicza padają takie drogi jak Ryski Marynarza, Prawy Okręt, Ryski nad Tablicą (VI+ ok. 1953 Pietsch i Zagajewski). W 1954 Westfalewicz z Długoszem robią Prawą połać Pochyłej w Kobylanach (VI) Warto odnotować, że drogi te były pokonywane z dolną asekuracją!
Interesujący epizod to przejście klasycznie w 1951 przez Kozłowskiego, Mostowskiego i Wilczkowskiego Rysy Trzech Andrzejów w na Wodnej Skale w Podlesicach. Droga ta przez następne lata była pokonywana hakowo.
Odnotowano pierwsze przejścia dróg bez asekuracji i nie były to bynajmniej drogi na tamte czasy marginalne. Około roku 1956 do grona wspinających się dołączyli Andrzej Heinrich, Krystyna Lipczyńska, Lucjan Saduś i inni. Nie mieli oni jednak znaczącego wpływu na rozwój wspinaczki. Poziom pokonywanych dróg pozostał w zasadzie bez zamian a co gorsza styl znacznie obniżył loty z powodu powrotu do wędki.
Coś jednak drgnęło na północnej Jurze w skałach pojawił się Zdzisław Kirkin-Dziędzielewicz. Wokół niego skupia się grupa która w najbliższych latach ma stać się ważna w historii polskiego wspinania. Mowa o Jerzym Rudnickim, Czesławie Momatiuku, Adamie Zyzaku, Janie Jungerze i Janie Majchrowiczu. Dokonują oni wielu pierwszych przejść i odhaczeń nie tylko w skałach ale i górach wyższych. Rozpoczęła się również eksploracja skał Góry Zborów w Podlesicach prowadzona przez wspinaczy z Warszawy i Łodzi. Nie zachowały się jednak dokładniejsze informacje kto w tym uczestniczył oraz jakie drogi wtedy pokonano.
Poza kilkoma wyjątkami pierwsze dwadzieścia lat po wojnie nie wniosło wiele w rozwój wspinaczki. Osiągnięty szósty stopień (skrajnie trudno) pozostał psychologiczną bariera nie do pokonania. Warto pamiętać, że szóstka w Tatrach zrobiona była wcześniej niż w skałkach (Kant Klasyczny na Mnichu). W latach 62-64 pokonana zostaje jednak wyłom w tej magicznej barierze, ale raczej w sensie nowego zdefiniowania trudności stopnia "skrajnie trudno" niż świadomości otwarcia skali na nowe stopnie. Te kilka dróg wychodzących poza ową granicę to m.in. drogi dziś oceniane na VI+ - Heinrichówka na Trzecim Filarku i Rysa Horaka na Obelisku w Kobylanach. Przełom nadejdzie jednak niebawem.
Lata 70-dzisiąte - epoka kaskaderów
Z końcem lat 60 (a dokładnie w 1967) pojawiło się w skałach pokolenie wspinaczy z nowym podejściem do kwestii pokonywanych trudności. Celem ich stało się przejście klasyczne tego co dotychczas pokonywane było za pomocą haków.
Kluczową postacią tego okresu jest Ryszard Malczyk "Riko". To jego działalność wywróci niebawem pojęcie skrajnie trudnej drogi. Już w 68 roku przechodzi ścienę Sępiej Baszty, Taniec świętego Wita na Wroniej i Prawego Banana. Styl i lekkość z jaką pokonuje drogi dotychczas dostępne tylko techniką hakową powoduje, że wokół niekwestionowanego lidera szybko tworzy się grupa rządna powtórzenia jego sukcesów. Do grupy tej szybko przylega miano "Kaskaderów". W latach 70-dziesiątych drogą wytyczoną przez Rika idą: Witold Sas-Nowosielski, Wojtek Kurtyka, Wojtek Myszkowski, Jerzy Zając, Tomek Opozda, Jacek Jasiński, Jerzy Farat i Wojtek Szymandera. W niesamowitym wręcz tempie padają nowe ekstremalne drogi. W ciągu zaledwie kilku lat poziom trudności podnosi się z VI.1 do VI.4+. Trudno dziś dokładnie odtworzyć historię tego okresu, wiele dróg przebytych przez Rika nie było wyceniane ani odnotowywane. Wiemy, że już w 1968 robi Środek Sępiej (VI.1), Taniec Świętego Wita (VI.2) i Prawego Banana (VI.2+). Ten znakomity postęp w pokonywanych trudnościach miał rację bytu dzięki uwolnieniu się od stresu lotów i upadków, gdyż dominował wtedy styl TR (Top Rope - wspinanie z górną asekuracją). Wkrótce Wojciech Kurtyka przedstawia koncepcję nowej otwartej skali trudności tzw. Skala Kurtyki lub Krakowska. Zachowuje ona zgodność z tradycyjną skalą tatrzańską utrzymując stopnie I do VI i rozwija właśnie stopień skrajnie trudno (VI) o podstopnie VI.1, VI,2 itd (skrajnie trudno poziom 1; skrajnie trudno poziom 2; itd.)
Odpowiednikiem tego czym pod Krakowem byli Kaskaderzy, kilka lat później na północnej Jurze stanowiła grupa na której trzon składali się: Jan Fijałkowski, Ryszard Pilch, Krzysztof Pankiewicz, Grzegorz Chwoła. W Sokolikach talent swój ujawnia Zbigniew Czyżewski (Małolat). Błyskawicznie rozwijająca się jego kariera (nowe wartościowe drogi w tatrach na dużych ścianach) załamuje się po wyjeździe w Himalaje. Młody nieodporny i podatny na wpływy charakter powoduje, że gubi się na swojej życiowej drodze. W pierwszej połowie lat 70-dziesiątych powstają drogi VI.3 (1971 roku Środek Szerokiej w Kobylanach). W 1976 pada Filar Abazego definiowany wtedy jako VI.4 oraz Święta Inkwizycja i Sinusoida. W latach 1978-79 stopień VI.4 staje się już standardem - istnieje ponad 20 dróg o takich trudnościach. W 1978 roku Wojtek Kurtyka przechodzi solo Panikę Tucznika VI.3+.
Z końcem lat siedemdziesiątych można już zacząć mówić o wykształcających się dwu odrębnych stylach obowiązujących w skałach: tzw. krakowskim (przejścia po uprzednim patentowaniu na wędkę) i śląskim (zwanym tym też łódzkim). Gdzie celem było przejście dróg od razu z dolną asekuracją bez osadzania uprzednio (ze zjazdu)punktów asekuracyjnych co było standardem pod Krakowem. Oczywiście akcentując odrębność stylu funkcjonowała również swoista regionalna skala wspinaczkowych trudności 5.1; 5.2; itd. do 5.11 (można jej ślad znaleźć np. w Taterniczkach z początku lat 80). Wielu wspinaczy z pokolenia kaskaderów wspinana się do dziś, a przynajmniej obecna czołówka wciąż chyli głowy przed ich osiągnięciami. Ich dziełem było przełamanie mitu 6 stopnia trudności, oni pierwsi uświadomili sobie fakt, że można robić zdecydowanie trudniejsze drogi i co ważniejsze zrobili je. Ich tropem podążali następcy. Koniec epoki kaskaderów wyłonił takich gigantów polskiego wspinania jak Andrzej Marcisz czy Piotr Korczak ("Szaleniec") który staje się ze swoją filozoficzną koncepcją "czystego sześćpięć" ideowym ojcem następnego pokolenia.
Ważnym do odnotowania faktem z lat 78-79 jest zainteresowanie Tomka Opozdy wspinaniem z dolną asekuracją, pomijając kwestię stylu jego przejść (instalacja haków ze zjazdu i zdarzające się ich przytrzymanie przy wpinkach) zrobił on kolejny przełom prowadząc drogi jakich dotychczas nikt nie miał odwagi w tym stylu zaatakować (Rysa Babińskiego, Rysa Zegarmistrzów, Kant Kuli)
Nowa Fala 1980-1986
Z początkiem lat 80-dziesiątych we wspinanie wchodzi następna grupa pokoleniowa. Idea ekstremalnych trudności nie jest im już obca, zaczynają się regularne wzajemne wspinaczkowe wizyty w dotychczas funkcjonujących dość hermetycznie rejonach. Rozpoczyna się walka o dominację stylu. Środowisko wspinaczy Jury północnej otrzymuje wsparcie w postaci Leszka Milczarka, Marka Fabianowskiego, Marcina Malczaka i Marcina Kwaśniewskiego z Warszawy.
Mimo ich ciężkiej pracy siła argumentu jakim są trudności jest wciąż po stronie Krakowa. Pada wtedy wiele tzw. śląskich rys głównie za sprawą Marka Płonki i Jasia Fijałkowskiego. Przebyte wtedy długo nie mogły doczekać się powtórzeń (patrz Czerwone Bździągwy VI.3+(OS)na Gołębniku w Podzamczu). Klimat tamtych czasów a w szczególności środowisko krakowskie opisuje biały kruk, nieosiągalna już dziś prawie książka Piotra Korczaka "Dolina Białej Wody". Bardzo szybko "Nowa Fala" wyrównuje najlepsze osiągnięcia poprzedników już w 1981 Piotr Korczak prowadzi Okap Baby Jagi VI.3+ na Zakrzówku. Rok później Wojtek Kurtyka przechodzi solo Rysę Babińskiego udowadniając, że kaskaderzy nie odeszli jednak w cień.
Jesień 82 powstaje nowa jakość pierwsze VI.5 - Lewe Nity na Zakrzówku, niedługo potem Superdireta Sokolicy i Nienasycenie (TR). Rok 1983 przynosi kolejny przełom Ryszard Kosacz " Kosiara" robi pierwsze przejście drogi VI.5 z dolną asekuracją, dwa dni później powtarza je Piotr Korczak. W 1984 prowadzi Superdiretę Sokolicy i Nienasycenie. Degradując jednocześnie wyceny dwu pierwszych VI.5 do VI.4+, tylko Nienasycenie godne jest miana VI.5. W ten sposób popada w tę samą pułapkę która ustanowiła na długie lata szóstkę kresem ludzkich możliwości.
W świadomości wspinaczy pokolenia Nowej Fali zaistniała pewna dotychczas nie artykułowana idea która stała się wyznacznikiem tego pokolenia. Było nią oderwanie się od mistycyzmu gór jako celu. Dotychczas zawsze skałki były tylko drogą do gór. Teraz po raz pierwszy skałki zaistniały samodzielnie jako cel sam w sobie.
Kim byli ludzie którzy tak myśleli ? Wielu z nich spotykacie regularnie w skałach do dziś: Krzysztof Kucharczyk "Kuchar", Jacek Zaczkowski "Jaca", Waldemar Podhajny "Profos", Paweł Haciski "Bulderowiec", Leszek Wojas, wspomniany już Leszek Milczarek "Mieleszek", Mirek Wódka oraz co najmniej trzykrotnie wtedy liczniejsze środowisko krakowskie m.in. Mariusz Gołkowski, Piotr Gromek, Bogdan Kaleta, Tomek Lewandowski. Zafascynowani "Szaleńcem" który już nie samotnie bo z coraz silniejszym "zapleczem filozoficznym" robi nowe sześćpiątki. Idea wspinaczki skałkowej stała też się na tyle mocno obecna w świadomości władz PZA, że poskutkowało to powstaniem komisji skałkowej, pojawiła się droga do paszportów umożliwiających wyjazd i konfrontację z poziomem wspinania na świecie. Niestety konfrontacja wypadła blado. Dlaczego ? Bo styl który zdominował w międzyczasie nasze wspinanie skałkowe opierał swoje sukcesy na totalnym patentowaniu na wędkę. Taka potraktowana nawet ekstremalna droga przebyta dziesiątki razy poddawała się w końcu także i próbom prowadzenia. Ale okazało się, że świat w międzyczasie zdominował styl francuski gdzie liczy się najbardziej wspinanie OS czy jak powiedzieli by Francuzi "a vista". U nas, ze względu na sprzęt jakim dysponowaliśmy wtedy, można było myśleć o w miarę bezpiecznym wspinaniu w rysach, poza nimi były gładzie bez asekuracji. Z tamtych lat pochodzą drogi gdzie na 20 metrach były 3 ręcznie osadzane ringi (godzina pracy przy każdym). Pierwsze wyjazdy w skałki na zachód i do NRD (piaskowce nadłabskie) pozwoliły skonfrontować jak wygląda poziom wpinania na świecie.
Dziś z perspektywy lat, wiemy że tak źle z tym poziomem nie było. Żadnej zrobionej wtedy drogi Szaleniec nie wycenił wyżej niż owe wyśnione sześćpięć. Jedna z dróg Piotra "Chomeini" kiedy po latach doczekała się wreszcie na w skutek wzrostu poziomu wspinania powtórzeń, otrzymała zweryfikowaną wycenę VI.6+ (francuskie 8b), co by znaczyło, że w momencie gdy powstała była jedną z kilku najtrudniejszych dróg na świecie. Na pewno ten znaczący postęp w pokonywanych trudnościach był również możliwy dzięki technicznym nowościom jakimi były m.in. buty z gumą friction które szybko zastąpiły powszechnie używane korkery i wreszcie kupione na "weście" liny zamiast bezalinowskich sznurów.
Wizyta Anglików 1984
W roku 1984 najechali nas Angole był to pierwszy celowy wypad westmenów na wspinaczkę do egzotycznej Polski. W skład ekipy wchodzili: Mike Meysner, Billy Birkett i Cris Hamper. Ten ostatni był w tamtych latach liczącym się wspinaczem na wyspach. Bazą na czas pobytu był okap pod Okrętem (w Podlesicach). Wspinacze brytyjscy pojawili się na zaproszenie Jasia Fijałkowskiego którego poznali w trakcie jego pobytu na zachodzie. Angole oczywiście hołdowali tradycyjnemu angielskiemu stylowi, wyposażeni w niedostępny dla nas wtedy sprzęt (friendy, rocksy i oczywiście porządne liny zaatakowali bez kompleksów nasze solidne standardy. Zrobili wtedy Śląski Filar na Okienniku VI.1+, Main Kampf VI.2+,Polak Potrafi VI.1, Diretę Lechwora VI.2+,świeże Bułeczki VI.2+, Pajączki VI.3 oraz drogę na Dziewicy "English man can" (dziś Angielski Filar). Droga padła po inspekcji na wędkę i kilku niezłych lotach otrzymując wycenę E5 6B. Dziś po ubezpieczeniu ringami i spitami ma solidne VI.3 i jakoś niewiele przejść. Inne drogi padały głównie wprost od dołu. Do historii tamtego wyjazdu przeszło paniczne spotkanie Angoli z zaskrońcem w czasie szukania mushrooms (grzybków halucynogennych) w lesie kolo Okrętu :-). Pobyt ich udowodnił, że większość istniejących dróg jest do pokonania wprost z dołu bez uprzedniej znajomości. Miało to znaczący wpływ na styl wspinania na Jurze północnej.
Tego lata (1984) powstaje pierwsza sześćpiatka na północnej Jurze - Leszek Wojas przechodzi na wędkę Dupę Biskupa w Rzędkowicach, a Leszek Milczarek "S-kę" - pierwszą nie krakowską drogę która w 1986 zrzuci Szaleńca i wyceni on ją dość zachowawczo na VI.4+.
1985 rok przechodzi do historii prowadzeniem Chińskiego Maharadży w Bolechowicach - długa droga o bardzo dużym ciągu trudności bez miejsc odpoczynkowych stanowi nowy wyznacznik najwyższych trudności i ideał czystego VI.5. Dziś jedna z najpopularniejszych dróg o tych trudnościach.
Wizyta Hiszpanów 1986 rok
Darek Król namówił grupę poznanych wcześniej Hiszpanów na wycieczkę do Polski. W odwiedziny przyjechały cztery osoby w składzie ze znanym hiszpańskim łojantem Joanem Cabau. Ekipa dysponowała busem więc udało się w czasie pobytu odwiedzić zarówno skały Rzędkowic, Podlesic jaki Dolinki Podkrakowskie. Pobyt hiszpanów był przełomem w standardzie ubezpieczania dróg na północnej Jurze. Wyposażeni w spitownicę i karton spitów poprowadzili kilka nowych dróg które szybko stały się jednymi z najbardziej popularnych. Dziś mało kto pamięta, że "Skorkówka" na Dziewicy asekurację zawdzięcza właśnie Hiszpanom (dokładnie dzięki Marcie "La Marteta" lub "Martadela" jak dowcipnie nazywali jak koledzy). Padł wtedy też Hiszpański Filar na Dziewicy VI.3. Z dróg pod Krakowem załoili między innymi Babińskiego VI.2+ i Sinusoidę VI.3+. Zostawili po sobie w naszej pamięci typową południową afirmację życia i garść spitów które szybko znalazły swoje miejsce na ścianach skał Podlesic i Rzędkowic. Dosłownie po kilka dni po ich wyjeździe pojawiła się jeszcze jedna znacząca w wspinaczkowym światku osoba był nią Denis Garnier autor jednej z pierwszych 8a (Orange Mechanique). Ale mimo, że zabrał ze sobą linę to nie wspinanie było celem jego przyjazdu - niestety. Wizyta Hiszpanów była o tyle przełomowa, że dzięki nim zawitał do Polski styl francuski, czyli wspinanie OS lub RP po drogach ubezpieczonych. Nastąpił odwrót od wędki ku masowemu robieniu nowych dróg i ubezpieczeniu ich tak by mogły być celem "bezstresowych" ataków wprost od dołu.
Poza wizytą Hiszpanów dzieje się tego roku wiele znaczących wydarzeń: Mirek Wódka prowadzi Dupę Biskupa, Wojtek Kurtyka żywcuje Filar Abazego i Okap Baby Jagi na Zakrzówku (obie VI.3+). Zainspirowany "Problematem Kuchara" - krótką ale jakże trudną drogą na Kajaku w Podlesicach, Szaleniec robi "Pawiany czują się świetnie" na Polniku i łamie swoją zasadę dając wycenę VI.5+. Przechodzi również "Przybycie Tytanów" na Filarze Abazego.
W 1987 roku Szaleniec robi drogę która stanie się niedoścignionym na długie lata dowodem poziomu nowej fali Chomeini VI.6+ w Mamutowej bo taką ocenę ma dziś był jedną a kilku najtrudniejszych w owym czasie wspinaczek na świecie. Ale niestety nie było komu tego zweryfikować. Sam autor wycenił go na owe "czyste sześćpięć" ale nie specjalnie afiszując się tym przejściem z uwagi na stopień modyfikacji naturalnej rzeźby skały.
Trudno nie zauważyć analizując zestawienie dróg, że te prawie dwadzieścia (68-87) lat wspinania na Jurze to okres ogromnego rozwoju zarówno ilościowego jak i jakościowego który zawdzięczamy w zasadzie osobom Ryszarda Malczyka i Piotra Korczaka.
CZEŚĆ III - " DOKĄD ZMIERZAMY..."
Czas przełomu
Klub AKA Gliwice wraz z KW Gliwice zorganizował w latach 1987-1990 cztery edycje zawodów wspinaczkowych. Kolejno były to: Mirów '87, Okiennik Skarżycki '88, znów Mirów '89 i Jaroszowiec 90. Imprezy te relacjonowane były przez telewizję na kanałach ogólnopolskich. W TV pojawia się też seria programów poświęconych sukcesom polskiego himalaizmu (przypomnijmy, że lata 80-dziesiąte to pasmo wybitnych sukcesów w Himalajach). Ukazuje się też pierwszy polski nowoczesny podręcznik wspinaczki skalnej " W skale" Wacława Sonelskiego. W Gliwicach w nieczynnym szybie wentylacyjnym powstaje pierwsza ściana wspinaczkowa w Polsce (wysokość ok. 14m). Medialne zamieszanie wokół wspinania na które nakłada się bardzo już podgrzana polityczna atmosfera oczekiwania uzyskania wolności w kraju staje się przyczyną wybuchu popularności wspinaczki skałkowej. W ciągu kilku lat z grupy ok. 100 osób identyfikujących się jako zdeklarowani wspinacze skałkowi grono to rozrasta się do tysiąca może nawet więcej.
Pogoda w Polsce jak wiemy uniemożliwia praktycznie wspinanie na zewnątrz od października do kwietnia. Rośnie świadomość faktu (parafrazując słynne zdanie), że przyszłość wspinania w skałkach leży poza skałkami. Rozbudzone potrzeby treningowe potrzebują narzędzia, koncepcja budowy sztucznych ścian pozwalających na całoroczny trening zakiełkowała. Te pierwsze ścianki powstają metodami chałupniczymi, głównie dzięki pracy własnej i wysiłkowi organizacyjnemu prężniejszych środowisk. Tak pojawia się wspomniana już ścianka w Gliwicach.
Dzieci Korony
W 1991 roku otwiera swoje podwoje "KORONA" - najsłynniejsza do dziś pakernia w kraju. Ściana umożliwia wreszcie regularny trening niezależnie od pogody. Wraz z nią kolejna grupa pokoleniowa jaka wkroczyła na wspinaczkową scenę, co nie znaczy, że Nowa Fala ustąpiła pola. Wciąż główne skrzypce grają Piotr Korczak, Andrzej Marcisz, Mirek Wódka, Waldek Podhajny. Doskonałą formę prezentuje Jacek Jurkowski, Darek Sokołowski, Paweł Haciski, Tomek Samitowski, Piotr Dawidowicz, Wojtek Słowakiewicz. W 1992 roku powstają drogi które będą szczytem osiągnięć "NF" Andrzej Marcisz przechodzi "Rozgrzeszenie" dawny projekt Piotra Korczaka "Pola Dynamiczne" wyceniając go na VI.6+, Dariusz Sokołowski pokazuje "Potęgę Trójkątów" VI.7, a Piotr Korczak już po opublikowaniu swojego dziejowego obrachunku artykułu "VI.5 - Epitafium Nowej Fali" - pokonuje grawitację na "Nieznośnej Lekkości Bytu" VI.7+ przestawiając poprzeczkę na kolejny poziom. W 1993 roku wciąż wyniki osiągnięte przez Nową Fale pozwalają trzymać im prymat pierwszeństwa. Dla wielu jednak ciężar rywalizacji przenosi się ze skał na sztuczne ściany gdzie epoka zawodów i panela ujawnia komercyjną stronę wspinania.
1993 rok to moment gdy na topie pojawiają się nowe nazwiska Marcin Bartocha (Częstochowa), Mateusz Kilarski (Sosnowiec). Powtarzają oni najtrudniejsze drogi i dokładają swoje trzy grosze rozwiązując kilka słynnych problemów z jakimi poprzednicy nie zdołali się uporać.
Szok ogarnia środowisko gdy Wojtek Kurtyka (Kaskader !!!) robi na żywca "Chińskiego Maharadżę" VI.5 i jako trzeci prowadzi "Shock The Monkey" VI.5+/6 udawadniając, że wciąż jest jednym z najlepszych wspinaczy w kraju.
Rok po roku, miasto po mieście powstają nowe sztuczne ściany. Efektem jest złamanie hegemonii Krakowa. W 1995 roku Kuba Rozbicki (Gdańsk) rozwiązuje problem gładkiej ścianki na Córkach - powstaje Tyranozaurus Rex VI.7. Ilość osób kandydujących na miejsce podium z numerem 1 jest coraz większa. Każdy rok rodzi nowe sławy i nowe nadzieje, często jednak okazuje się, żę sa to tylko meteory na naszym jurajskim wspinaczkowym niebie. Większość pojawia się i znika równie szybko jak zdołali zabłysnąć pozostawiając po sobie tylko jedną czy dwie znaczące drogi i nazwisko w rankingach kolejnych zawodów. Nadchodzi epoka Pochylca - najbardziej inspirującej ściany na Jurze. Prostowanie Odlotu VI.5+, Shock The Monkey VI.5+/6, Fucking Ogranicznik VI.6, I Ty Możesz Zostać Orłem VI.6/6+, Ekspozytura Szatana VI.6+, Power Play i Nie dla Psa Kiełbasa obie VI.7 to dowód rozwoju i test efektywności treningu na Koronie. Power Play zrobiony 1995 roku przez Sebastiana Zasadzkiego wskazywał go na nowego króla. Jednak wynik Bartoszki z następnego roku gdy jednego dnia robi on Ogranicznik, Orła i Ekspozyturę jednoznacznie wskazuje kto tu teraz rządzi. W 1997 Grzegorz Grochal (Ges) robi kilka pięknych OS-ów na sześćpiątkach oraz flashem robi Przybycie Tytanów VI.5+. Bartocha on sight przechodzi Gorączkę Sobotniej Mocy VI.5/5+.
Niewątpliwie największym sukcesem pokolenia Dzieci Korony było przełamanie mitu drogi VI.5. Balast mitu narzucony przez Szaleńca został odrzucony. Drogi i ich wyceny znalazły swoje właściwe miejsce i rangę. Jednak nie udało się powtórzyć najtrudniejszej "czystej sześćpiątki" i jedynej zarazem VI.7/7+ Nowej Fali czyli "Nieznośnej Lekkości Bytu"
Nadszedł rok 2000 ta okrągła data przeszła do historii jako kolejny przełom Tomnek Oleksy prowadzi stary projekt Jacka Jurkowskiego "Tysiąc Kotletów" w Rożnowie i wycenia go na VI.8. Na Jurze w 2001 roku Rafał Moucka przechodzi Pandemonium na Gołębniku również wyceniając je na VI.8. Do tego dokłada jeszcze trzy kolejne wycenione na VI.8 Dopiero niedawno drogi te zostały powtórzone.
Co będzie dalej ? To przyszłość czyli temat innego już artykułu.
Zestawienie bardziej znaczących dróg w historii Jurajskiego wspinania jest w osobnym artykule.
Krzysiek Wróbel
(Nowa Fala)
Instruktor PZA, Licencjonowany sędzia wspinaczki sportowej, ekiper, autor nowych dróg.
mailto: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
PS.
Starałem się przedstawić w miarę dokładnie historię rozwoju wspinaczki na Jurze to co sam pamiętam, czego byłem świadkiem oraz posiłkując się zestawionymi poniżej materiałami. Zarówno pamięć jest jednak ulotna jaki i rozbieżności w źródłach mogły być przyczyną pewnych błędów. Mam nadzieję, że nie wypaczają one obrazu całości.
Literatura:
Dobrowolski i Paczucha "Skałki Podkrakowskie" - przewodnik wspinaczkowy 1955
Baran i Opozda "Skałki Podkrakowskie" tom I i II 1983 i 1985
Archiwalne numery pism:
Bularz, Brytan, Taterniczek, Taternik, Optymista, Góry.